W latach 2014-2019 polski zawodowy kickboxing toczył się rytmem nadawanym przez DSF Kickboxing Challenge. Organizacja, choć zaczynała skromnymi galami, w pewnym momencie rozpoczęła współpracę z telewizją (C+ Sport, by następnie przejść do TVP Sport) i zdecydowanie podniosła poziom swoich wydarzeń. W szczytowym momencie DSF organizował wali z udziałem największych gwiazd, takich jak Marcin Różalski, Tomasz Sarara, Łukasz Jarosz czy zagraniczni zawodnicy tacy jak Yohan Lidon, Peter Graham, a nawet Jerome Le Banner, do którego walki w końcu nie doszło. Co mogło pójść nie tak ?
W kwietniu 2019 roku odbyła się ostatnia ale DSF Kickboxing Challenge w Nowym Sączu. Chwilę przed galą zaczęły pojawiać się informacje o niespłaconych zobowiązaniach z poprzednich wydarzeń i to zarówno wśród zawodników, jak i podwykonawców. Z zakulisowych rozmów wynika, że przed rozpoczęciem gali DSF w Nowym Sączu zawodnicy dostali informację, że prezes federacji (a co za tym idzie pieniądze) nie pojawił się i nie ma informacji czy i kiedy się pojawi. Mimo to gala się odbyła i to co wydarzyło się później jest mieszanką sentymentu, niewiedzy, a po części cynicznych postaw osób związanych z DSF i środowiskiem polskiego kickboxingu.
Ta opinia jest subiektywnym stanowiskiem autora tekstu i nie ma na celu obrażania nikogo związanego z DSF na żadnym etapie istnienia federacji.
DSF Kickboxing Challenge zrobił bardzo dużo dla promocji polskiego kickboxingu i nie można z tym dyskutować. Gala DSF na Torwarze, duże międzynarodowe nazwiska, angaż Marcina Różalskiego, duża promocja wydarzeń zarówno w TV jak i „na mieście”. To wszystko na pewno przyczyniło się do popularyzacji dyscypliny i w związku z brakiem innej znaczącej konkurencji ludzie kojarzyli polski kickboxing z tym właśnie brandem. Dopiero w maju 2019 roku HFO Kickboxing rozpoczął współpracę z TVP Sport i kontynuuje ją do tej pory.
Problemem z DSF było to, że wszystko było na kredyt. Za kulisami mówiło się o inwestorach ze wschodu, o ogromnym finansowaniu ze strony tajemniczych mecenasów i sponsorów, że „skoro robią kolejne gale to musi się zwracać”, a prawdą okazało się że całość przedsięwzięcia finansował z własnych środków p. Sławomir Duba. W kwietniu 2021 roku p. Sławomir udzielił wywiadu, w którym przyznał że środki na finansowanie DSF pochodziły z jego innych spółek i ostatecznie musiał ogłosić upadłość. To nic złego, takie rzeczy się zdarzają w biznesie i będą się zdarzały. Jednak zanim doszło do bankructwa spółka DSF KC zostawiła bez wypłat kilkadziesiąt osób, a tego można było uniknąć „skręcając kurek” kiedy kolejne gale nadal się nie zwracały. Znając to środowisko od podszewki, koszty organizacji wydarzeń oraz potencjalne źródła finansowania tychże – wszystko co robił DSF wyglądało od pewnego czasu jak robione ponad stan bez szansy biznesowego zwrotu.
Kiedy w 2021 pojawiły się pierwsze informacje o powrocie DSF natychmiast ustawiła się kolejka chętnych, by „robić wielkie rzeczy” w nowym projekcie. I teraz nasuwa się podstawowe pytanie – skoro ktoś już raz nie zapłacił zawodnikom, podwykonawcom, partnerom, zniknął z dnia na dzień, a następnie powrócił i pojawił się w drzwiach – jaka jest gwarancja, że nie zrobi tego znów ? Że znów nie zrobi kilku gal „z pompą”, nie zapłaci podwykonawcom i zawodnikom, poprosi wszystkich o jeszcze trochę czasu „bo podnosi się po poprzednim upadku”, a następnie znów zniknie ? Sami sobie Państwo odpowiedzą na to pytanie, choć nieaktualne, bo dziś pojawiała się informacja, że p. Sławomir wyłączył się z projektu. Panu Sławkowi życzę zdrowia i spokoju, bo jedno jest powiązane z drugim. Szczerze, bez podtekstów.
Nie oceniem publicznie zachowania osób związanych z DSF, bo nie mam takiej potrzeby. Jednak nie jestem w stanie zrozumieć jak łatwo w tym środowisku wybacza się takie rzeczy jak nie wywiązanie się z najbardziej podstawowej umowy jaką jest kontrakt na walkę lub inną wykonaną usługę. W sieci nie brakuje komentarzy „nikt nie zrobił tyle dla polskiego kickboxingu co DSF”. Owszem. Ale osoby piszące te komentarze nie zdają sobie sprawy ile nieufności pojawiło się „w rynku” po upadku DSF. Ile przedpłat musili wykonać inni organizatorzy korzystając z tych samych podwykonawców (czasem nie da się z innych) w biznesie, w którym sponsorzy płacą faktury po gali…
Artykuł zobrazowałem zdjęciem z gali na Torwarze, która była czymś…WOW. Ogromne nazwiska, oprawa, promocja, obiekt wypełniony po brzegi! Z boku mogło to wyglądać jak niesamowity sukces i dowód na to, że kickboxing potrafi wypełnić największe areny. Jednak nie można przejść obojętnie obok bardzo „niebiznesowej” rzeczy jaka została wtedy poczyniona. Otóż DSF zaoferował darmowe wejściówki dla każdego klubu zrzeszonego w związku, który zbierze 10 osób i przywiezie na galę flagę (jeśli dobrze pamiętam to z logo klubu). Torwar ma ok 5 tysięcy miejsc. Klubów na ten czas było zrzeszonych grubo ponad 200, a proponując komuś coś za darmo należy założyć, że w jakiejś części z tego skorzysta. W trade marketingu mówi się na to „response” i przy okazji „giftów” szacuje się go na poziomie 80-90%. Idąc tymi kalkulacjami, ktoś musiał z góry założyć, że ok 2000 biletów nie zostanie sprzedanych, a jedynie rozdanych. Mało biznesowo to brzmi, biorąc pod uwagę ogromne koszty choćby samej walki wieczoru… To tylko jeden z przykładów takich działań, które choć wyglądały efektowanie i dla wielu osób powinny być standardem, nie pomagały DSF pozostać w grze.
Odpowiadając na pytanie z nagłówka artykułu: ja. Ja czekam na powrót DSF w biznesowej formie, która pozwoli sfinansować kilka gal ze sponsorów, ze wsparcia partnerów i tzw bramki. Mam nadzieję, że coraz więcej osób zrozumie wtedy, na czym polega budowanie organizacji sportów walki, która reguluje swoje należności i jednocześnie inwestuje w dalszy rozwój.
Łukasz Czarnowski