Jesienią 2015 roku organizacja King of Kings trafiła do Tallinna. Gala w stolicy Estonii podzielona była na dwie części. O ile pierwsza, transmitowana w Fightboksie, skupiała się na superfightach (z udziałem m.in. Krzysztofa Olszewskiego i Judyty Niepogody). W drugiej natomiast, transmitowanej przez Eurosport, zobaczyliśmy ćwierćfinały GP w kategorii do 77 kg z Piotrem Woźnickim w składzie i dwa superfighty, które stanowiły dwie główne walki wieczoru.
Niepogoda swój pojedynek zakończyła pomyślnie, tak Olszewski przegrał decyzją z Markko Moisarem. Woźnicki natomiast swój udział zakończył po ponad 30 sekundach po otrzymaniu kolana na wątrobę od Michela Landvreugta z Mike’s Gym w ćwierćfinale Grand Prix.
W co-main evencie Christian Baya pokonał mającego na koncie udział w S-Cup Edvina Erika Kibusa, a w pojedynku wieczoru mieli spotkać się dwaj zaprawieni w bojach zawodnicy KoK – Maxim Vorovski i Igor Lyapin.
Obaj uchodzili za bardzo dobrych fighterów, a dobór Vorovskiego do main eventu był logiczny ze względu na miejsce rozgrywania zawodów. Nikt jednak nie przypuszczał, co będzie działo się w ringu.
Ukrainiec miał sporą przewagę warunków fizycznych, ale nie miało to specjalnie przełożenia na jego plan. To Lyapin zaczął mocno przede wszystkim od kombinacji a także kopnięć, podchodząc do rywala dość blisko. Estończyk po niemrawym, dość wycofanym początku wyczuł dystans i sam obrał taktykę półdystansu, dzięki czemu dwa razy bardzo mocny silny prawy sierp doszedł do głowy zawodnika z Ukrainy. Ten z kolei sam spróbował jeszcze odpowiedzieć w podobny sposób, ale pod koniec odpuścił, zachowując dystans i siły na kolejną rundę.
Szaleństwo rozpoczęło się w rundzie drugiej, gdzie zawodniczy poszli na wymianę zaraz po gongu. Potem ukraiński kickbokser dał sobie parędziesiąt sekund na oddech balansując bliżej lin, ale przy kolejnym półdystansie wystrzelił kombinacją prawy prosty – lewy sierp. Drugi cios posłał Vorovskiego na deski i to bardzo spektakularnie. Wielu sędziów prawdopodobnie zakończyłoby już walkę, bo reprezentant gospodarzy wstał dopiero za drugą próbą. Lyapin momentalnie doskoczył do przeciwnika, chcąc jak najszybciej skończyć sprawę, czemu uważnie przypatrywał się ringowy, przygotowany na zakończenie starcia w każdej chwili. Ukrainiec jednak zbyt często ściągał głowę na kolano, przez co parę razy został upomniany, co pozwoliło złapać oddech i wrócić do akcji Vorovskiemu. Estoński zawodnik na ponad 30 sekund przed końcem drugiej rundy po jednej z wymian… spowodował liczenie rywala!
W trzeciej rundzie obaj podjęli bardzo podobne środki i raczej nie skupiali się za mocno na defensywie. Po niecałej minucie znowu na matę ringu trafił Ukrainiec. Po przyjęciu dwóch mocnych sierpów trafił pod liny i po całej nawałnicy uderzeń został wyliczony. Nic zupełnie nie zmieniło się po kontynuacji, ale skuteczniejszy był fajter z Estonii, który skupił się na zadawaniu sierpów i to się opłaciło. Na ponad minutę przed końcem walki doszło do kolejnego knockdownu na korzyść Vorovskiego i ta konfrontacja została już definitywnie zakończona, ku uciesze estońskiej publiczności, która widowisko oglądała już na stojąco.
Zapis walki z gali King of Kings WGP 2015 in Tallinn:
Co ciekawe, w grudniu to Igor Lyapin w Kiszyniowie stanął do pojedynku o pas KoK z Constantinem Tutu. Maxim Vorovski podpisał kontrakt z Glory, lecz pojawił się tam tylko raz, po dłuższym czasie od pojawienia się w oficjalnych rankingach. W październiku 2017 przegrał na Glory 47 z Yassine Ahagganem przez niejednogłośną decyzję i już więcej nie wrócił. W międzyczasie kontuzje, śmierć trenera, problemy ze sponsorami uniemożliwiały rozwój kariery Estończyka, który obecnie odbudowuje karierę u lokalnego promotora NR1 Fight Show, gdzie m.in. znokautował Ertugrula Bayraka. Lyapin natomiast rywalizuje obecnie u byłego partnera King of Kings, a więc FEA Kickboxing.